1.12.2016

Regres osobisty



         W ostatnich latach nastąpił prawdziwy boom na rozwój osobisty. Mateusz Grzesiak, Brian Tracy, inspirujące cytaty, motywujące filmiki, szkolenia, trenerzy, techniki i książki pod tytułem Jak zmienić swoje życie za pomocą dwóch kroków. Wszystko ładnie i pięknie, tylko pojawia się pytanie. Dlaczego tylko znikomy procent ludzi odnosi jakieś rezultaty, a u całej reszty jedyna zmiana, to ta na rachunku bankowym?


     Byłem kiedyś zarejestrowany na jednym z największych for o uwodzeniu kobiet. Aktywnych użytkowników było tam dosyć sporo, bo kilkanaście tysięcy. Każdy, kto wchodził do tego nieznanego świata myślał, że znalazł świętego Graala. Każdy poczuł ogromną falę endorfin, bo w końcu życie miało się zmienić na lepsze.

Bezstresowe podejścia i zagadanie do każdej przechodzącej dziewczyny. Brak miejsc w książce telefonicznej z powodu ogromnej ilości zapisanych numerów do modelek. Szalone akcje w klubach kończące się w toalecie. Budzenie się co rano z inną kobietą. Ociekanie zajebistością przed kumplami. To wszystko miało na nich czekać.

Płonęli jak żywa pochodnia z motywacji i już zaraz mieli wystrzelić na miasto, aby działać, zagadywać i chędożyć. 

Już mieli iść, tylko najpierw skończą czytać ten nowy artykuł o strachu przed podchodzeniem. Po zastanowieniu się, to lepiej na wszelki wypadek poczytać jeszcze coś o tym jak rozmawiać na pierwszej randce z dziewczyną, no i wtedy można w końcu działać. Jednak, żeby być bardziej na luzie to przeczytają sobie jeszcze dwa kolejne artykuły, potem wchłoną parę książek o mowie ciała, oglądną jakiś pouczający film, a na koniec pójdą na szkolenie do jakiegoś guru uwodzenia. 

I tak sobie mijały dni tygodnie i miesiące na wchłanianiu teorii i czyichś domysłów. Na faszerowaniu się cudzymi poglądami i technikami, które mają rzekomo na nich działać.

Mijał cenny czas, a z miejsca gdzie zaczynali nie zrobili ani jednego kroku, by polepszyć swoje relacje.

Tony postów, informacji i wskazówek i wszystko psy w dupę. Zero rezultatów.

I taki typowy użytkownik zaczynał się bardzo mocno wkurwiać. - No bo jak to? Tyle nad tym siedzę i dalej nic? Dlaczego mój kumpel, który w ogóle nie zna ''tematu'' ma lepsze życie i ma dziewczynę? A ja w dalszym ciągu muszę walić konia?

Na początku był zapał i ekscytacja. Potem przyswajanie niezliczonej ilości wiedzy. Następnie pojawiła się frustracja, że jak było do dupy do tej pory, tak dzisiaj nic się nie zmieniło. Na końcu jest rezygnacja ze swoich marzeń i stwierdzenie: a pierdole, to nie dla mnie. I jest powrót do swojego dotychczasowego życia.

Taki smutny los spotkał znakomitą część użytkowników. Ale nie wszyscy. Nieliczni coś osiągnęli. Było ich raptem kilku, ale osiągnęli niewyobrażalny dla większości ludzi poziom. Dlaczego?

Cała prawda tkwi w tym, że tych kilku ludzi odróżniło teorię od praktyki.

Gdy przeczytali coś na forum, to od razu maszerowali na miasto sprawdzić czy działa. Zamiast debaty nad tym czy wygląd ma znaczenie, zaczęli zapierdalać na siłowni i kupili lepsze ciuchy. Codziennie wychodzili na miasto i do klubów. Zaczepiali dziewczyny. Oswajali się z bliższym dotykiem. Brali numery. Umawiali się na randki. Przesuwali granicę i generalnie robili, to co każdy musi zrobić, żeby opanować jakąś umiejętność.

Głęboko weszli w temat i metodą prób i błędów nauczyli się o co tym wszystkim tak naprawdę chodzi.

Z marzeń zrobiły się cele. Z celów działanie. Działanie przyniosło rezultat. Rezultat przyniósł spełnienie. 

Wiedza nic nie znaczy, jeśli nie potrafisz jej wykorzystać. Bez namacalnych efektów jest się tylko zwykłym i mało wiarygodnym teoretykiem. Możesz powiedzieć, że dziewczyny lubią seks dużo bardziej niż faceci, ale będąc prawiczkiem trochę ciężko będzie ci uwierzyć.

Teoria w tym przypadku daje tylko efekt chwilowego: wow, jestem zajebisty. Chwilowego, bo to tylko złudne wrażenie, że zmieniasz swoje życie. Mentalne walenie konia. Jestem taki fajny, bo rozwijam się i pracuję nad sobą. 

Wielki rozwój osobisty zamienia się w regres. Miało być lepiej, a jest tak samo, albo i gorzej. Uwodzenie to tylko przykład, ale taki smutny proces występuje praktycznie w każdej gałęzi jeśli chodzi o szeroko rozumiany samorozwój.

Zmiana kosztuje. Każda umiejętność kosztuje. Jeden mądry cytat nie przyniesie żadnej zmiany.

Chcesz coś osiągnąć? To podejmij decyzję i zrób wszystko co tylko się da, żeby odnieść zamierzony efekt. Działanie zawsze prędzej czy później przynosi korzyści. Kwestia czasu.

Bo najgorsze co może być to odwlekanie wszystkiego w nieskończoność i czekanie na kolejny poniedziałek, na nowy rok i na gwiazdkę z nieba. Wszytko wydaje się banalne i oczywiste, ale co z tego, skoro i tak większość z nas wali głową w mur mając świadomość, że to nic nie da, ale i tak napierdala dalej?

Słowo ''rozwój'' zyskuje ostatnio coraz bardziej prześmiewcze znaczenie, właśnie dlatego że ponoć fajnie brzmi, ale chuja działa.

Ja za to uważam, że ciężka praca nad sobą jest czymś wspaniałym i opłacalnym, bo nie ma większej inwestycji, niż w siebie samego. Nie ma nic piękniejszego, niż świadomość, że przesz do przodu.

Trzeba tylko wcisnąć guzik START.