Mam 25 lat. Nie miałem zbyt dobrych ocen w szkole. Nie skończyłem studiów. Nie mam papierka. Ale powoli zaczynam rozumieć, co chcę robić w przyszłości i ile zarabiać. Tyle, że nie zrozumiałbym tego, gdybym tak wiele razy w życiu się nie sparzył. Nie przegrał. Nie spłonął ze wstydu. Nie walił w poduszkę wkurwiony i zrezygnowany. Nie planował rzucenia wszystkiego i wyjechania do Radomia, bo w Bieszczadach za drogo.
Pomimo stosunkowo młodego wieku udało mi się spróbować naprawdę wielu dróg. To moje subiektywne odczucie. Możesz być ode mnie lepszy, ale ja i tak jestem z siebie dumny.
Przez ćwierć wieku byłem zatrudniony już w dziewięciu firmach. Byłem kierowcą, malarzem, spawaczem, ochroniarzem, handlowcem, magazynierem i budowlańcem. W międzyczasie w wolnych godzinach pisałem bloga i kręciłem vlogi i pranki, które potem udostępniałem na YouTube. Razem z moim przyjacielem stworzyliśmy piosenkę i nagraliśmy klipa. Kilka razy uprawiałem seks za pieniądze. Z tą różnicą, że to ja je dostawałem od kobiet, a nie na odwrót, jak to zwykle bywa. Historia długa i zabawna, którą kiedyś opowiem. Oprócz tego prowadziłem różne działalności w internecie mające na celu uczynić ze mnie miliardera.
Większość z tych rzeczy nie wypaliła. Nie zostałem profesjonalnym żigolakiem, ani popularnym YouTuberem. Odnosiłem porażki. Ale nie żałuję.
Bo mam pełną świadomość, że prawdopodobnie nie będę najbogatszym człowiekiem na świecie. Nie zostanę światowej sławy muzykiem. Nie prześpię się ze wszystkimi pięknymi dziewczynami. Nie poznam wszystkich ludzi, których warto poznać. Nie spróbuję wszystkich tych egzotycznych potraw, bo i tak pewnie będę żarł kebaby w budce. Nie będę zaczynał każdego dnia śpiąc do godziny 10, a kończył go wprowadzając na giełdę kolejną spółkę. Nie będę jeździł kabrioletem podczas każdego zachodu słońca. Nie odwiedzę wszystkich tych cudownych miejsc na ziemi.
Nie mam pojęcia, czy uda mi się to wszystko zrobić. Za to wiem, że najlepsze co mogę robić, to po prostu próbować to osiągnąć.
To się nazywa wykorzystywanie czasu i nie stanie bezmyślnie w miejscu. Bo mając dwadzieścia lat ma się tak naprawdę multum możliwości i nawet nie mów mi, że twój obecny zakład pracy czy gówniany kierunek, który wybrałeś predestynuje twoje pozostałe życie.
Zawsze można wszystko jebnąć i spróbować od nowa. Spalić się i narodzić na nowo. Bo najgorsza rzecz to strach.
Mój kuzyn ma 28 lat i w tym roku stuknie już siódmy rok jego pracy w zakładzie produkcyjnym, w którym codziennie ma taki zapierdol, że kanapkę musi jeść stojąc przy maszynie. Oczywiście pracuje za marne grosze. Męczy się tam okropnie i szczerze mi go żal. Zmieniłby pracę, ale mieszka na wsi więc myśli, że ten zakład to dla niego okrutne przeznaczenie, z którego nigdy się już nie uwolni.
Ostatnio wyszedłem z nim na piwo i powiedziałem mu dokładnie to samo, o czym tu teraz piszę. Własnie jest w trakcie wyprowadzki do innego kraju. Siedem lat potrzebował, by zrozumieć, że ma wybór.
Ja mam to szczęście, że już od dłuższego czasu próbuję ciągle nowych koncepcji, działam pomimo strachu i dosyć często wychodzę poza swoją strefę komfortu. Za kilka dni zrobię największy skok na głęboką wodę w historii. Przez kilka miesięcy będę żył w obcym kraju z zupełnie obcymi ludźmi. Lekka obawa jest, ale właśnie to w tym wszystkim jest piękne.
Wcześniej napisałem, że dobrze wiem w jakim kierunku idzie moja kariera. Dziś to wiem, ale możliwe, że kiedyś się to zmieni. A raczej jestem tego pewien.
W ostateczności nie wiem kim zostanę. Ale wiem, że spróbuję wszystkiego, co tylko jest możliwe.