21.06.2017

Po co ciągle komplikujesz?

Wiesz jaki jest prosty sposób, by zamienić swoje życie w pasmo porażek i niepowodzeń?



To omijanie najprostszych, a co za tym idzie najbardziej skutecznych rozwiązań i na tym zdaniu mógłbym zakończyć ten wpis, bo oddaje ono istotę rzeczy. Komplikujemy to, co banalnie proste. Kropka.

No ale skoro to takie proste, to czemu tak trudne?

Gdy miałem 14 lat znajdowałem się w czołówce najbardziej nieśmiałych chłopców w mojej klasie. Żeby moje policzki zmieniły barwę na ognistą czerwień nie potrzeba było mi zbyt wiele. Ot, zwykła dziewczyna zapytała mnie o jakąś normalną rzecz - burak. Miałem wypowiedzieć się przy całej klasie - burak. Wchodziłem do pokoju nauczycielskiego - burak. Mijałem przechodzące dziewczyny na korytarzu i gdy któraś na mnie spojrzała - burak. Trzymałem się kurczowo wąskiej grupy znajomych, z którymi czułem się swobodnie. Chyba nie muszę mówić, że ta grupka też była zgrają oferm?

Moja nieśmiałość z miesiąca na miesiąc coraz bardziej się pogłębiała i osiągnęła kulminacyjny moment, gdy miałem lat 16. Wracałem ze szkoły do domu i zauważyłem że jakieś dwadzieścia metrów za mną idzie ona. Dziewczyna, którą kochałem miłością szczenięcą od jakiegoś dziewiątego roku życia. I z którą oczywiście nigdy nawet nie rozmawiałem.

Paulina, bo tak miała na imię - oprócz tego że urodę miała nie z tej ziemi i na samą myśl o niej nogi zamieniały mi się w watę cukrową - była osobą mocno towarzyską. Miała grono przyjaciół i wyznawców, ale mimo tego dla każdego potrafiła by ciepła, miła i przyjazna. W każdym razie nie gryzła.

No i jak można się domyślić dostałem szansę od losu, żeby w końcu do niej zagadać. Wystarczyło już tylko poczekać na nią, zrównać się z krokiem i zacząć bajerować. Serce o mało mi nie wyskoczyło z klatki piersiowej, zacząłem się pocić. Byłem osrany. Szła za mną i chyba nawet przyspieszyła, a gdy odwróciłem głowę by jeszcze raz spojrzeć uśmiechnęła się do mnie. Kojarzyła mnie z widzenia, więc nic dziwnego dzisiaj bym pomyślał. Teraz pozostaje już tylko na nią zaczekać, te kilka kroków i w końcu zagadam.. I co się dzieje dalej?

Pewnie się już domyśliłeś? Dokładnie! Idziemy tak grubo ponad kilometr tym samym tempem, aż w końcu spalony ze wstydu docieram do domu. Kompromitacja stulecia. Dno i dwa metry mułu. Paulina momentami przyspieszała, by mnie dogonić, jednak ja przyspieszałem kroku, byle tylko uniknąć jakiejkolwiek rozmowy. Wyglądało to wszystko żałośnie i komicznie zarazem, ale ja przeżywałem wtedy wewnętrzną przemianę. Tego mi było trzeba.

Gdy wróciłem do domu wpadłem w szał. Byłem wkurwiony i wściekły na siebie. Miałem ochotę rozjebać głową ścianę. Miałem dość bycia tchórzliwym frajerem. Miałem dość bierności. Chciałem mieć w końcu jaja, jak na faceta przystało.

Nie poszedłem z tym do psychologa, żeby mi pomógł, bo nie miałem na to pieniędzy i ochoty. Nie zapytałem ojca jak być bardziej pewnym siebie, bo wydawało mi się wtedy, że nic o tym nie wiedział. Nie szukałem drogi naokoło i nie komplikowałem. Bo problem był dla mnie jasny i klarowny. Tak samo jak rozwiązanie.


Problem to to, że byłem nieśmiały. Rozwiązanie? Robienie rzeczy ekstremalnie śmiałych.

Skąd wiedziałem że to zadziała? Po prostu wydało mi się to najprostsze i zarazem najskuteczniejsze co mogę zrobić. Bez zbędnego pierdolenia. Bez porady fachowców.


Tym samym wpadłem w wir. Podchodziłem do pięknych kobiet w biały dzień i mówiłem co bym z nimi robił w sypialni. Tańczyłem na środku zatłoczonej ulicy. Byłem striptizerem na wieczorze panieńskim. Uczyłem się przemawiać publicznie. Chodziłem do klubów i nauczyłem się seksualnie tańczyć z kobietami. Robiłem wszystko, byle tylko poczuć się niekomfortowo, bo instynktownie wiedziałem, że to mnie rozwinie.

I to właśnie dzięki temu dzisiaj jestem kurewsko asertywny, moja pewność siebie poszybowała ekstremalnie w górę i nie mam już żadnego problemu z rumieńcami na twarzy i rozmową z ludźmi.

Stało się tak dlatego, bo wybrałem proste rozwiązanie mojego problemu. Żadnych komplikacji i dorabiania filozofii w mojej niezdarności.

Bo prawda jest taka, że skomplikowane to jest jedzenie spaghetti łyżką, a życie jest w większości przypadków proste.

Nie masz faceta lub dziewczyny? Chodź w miejsca gdzie jest dużo ludzi i bądź towarzyski.

Nie jesteś towarzyski, tylko nieśmiały i zamknięty w sobie? Zacznij poszerzać swoją strefę komfortu w każdej sytuacji.

Masz chujową pracę? Zacznij wysyłać cefałki i w międzyczasie ucz się jakiejś umiejętności.

Twój partner cię nie zauważa? Powiedz mu, żeby się ogarnął, a jak nie, to niech spierdala, bo

na jego miejsce jest kilka milionów innych facetów.

Na koniec obrazek, który może być fajną puentą: